Maj był pracowitym czasem, jeśli chodzi o szycie. Tak pracowitym, że brakowało czasu na blogowanie. Spróbuję nadrobić zaległości. W kolejce czekają 2 bluzki i sukienka, ale dziś będzie post o spodniach.
Tkaninę na te spodnie kupiłam jakieś 3-4 lata temu, w Dortexie. To prawdopodobnie mieszanka lnu i bawełny. Piszę "prawdopodobnie", gdyż w tym sklepie trudno dowiedzieć się o skład tkaniny. Wydaje mi się, że nie jest to czysty len, gdyż jest tkanina jest dość miękka i miła w dotyku, oraz nie gniecie się zbyt mocno.
Wertując stare numery Burdy trafiłam na numer z 2000r, gdzie znalazłam interesujący mnie model. Pomimo upływu 13 lat fason nie stracił na aktualności.
Spodnie szyło się dość łatwo, wykrój wymagał tylko niewielkiego dopasowania w talii (skroiłam rozmiar 38).Aby trochę urozmaicić prosty fason dodałam ozdobną stębnówkę wokół kieszeni, na klapkach z tyłu oraz na pasku.
Nie potrafiła zupełnie zrozumieć instrukcji dotyczących odszycia rozporka. Na szczęście miała w domu inne spodnie z podobnym wykończeniem, i na podstawie obserwacji tychże uszyłam swoje.
Wnętrza kieszeni oraz wewnętrzną część paska skroiłam ze wzorzystego batystu. Nikt tego nie widzi, ale ja fajnie się czuję, wiedząc, ze są takie fikuśne wykończenia.
Po pierwszym dniu noszenia spodni spotkała mnie niemiła niespodzianka - rozciągnęły się w talii i biodrach. Rozciąganie to cecha charakterystyczna lnu, ale skala zjawiska bardzo mnie zaskoczyła. Zobaczę, jak będą wyglądały po praniu, i wówczas zdecyduję, czy je zwęzić.
Spodnie zgłosiłam do konkursu "Natural Fiber Contest" organizowanego przez Pattern Review.